Kopiowanie treści zabronione.
Skontaktuj się ze mną w celu ustalenia zasad współpracy.

FOTOGRAFIA MÓWI: TO BYŁO

Kiedy myślę o sobie jako o osobie zajmującej się fotografią, próbuję prześledzić proces, który doprowadził mnie do tego miejsca. Przez długi czas wydawało mi się, że fotografia pojawiła się u mnie wraz z poznawaniem świata i kolejnymi podróżami. Z pewnością to one sprawiły, że brałam aparat i dokumentowałam widziany przeze mnie krajobraz, a potem i ludzi w tymże krajobrazie. Kiedy jednak teraz przygotowując tę stronę, przegrzebuję archiwa, sięgam do książek na półkach i gdy okazuje się, że tych traktujących o fotografii jest całkiem sporo, uświadamiam sobie, że moje zainteresowanie fotografią wzięło się ze słów i trwa znacznie dłużej, niż jestem w stanie sobie przypomnieć. I gdyby nie ślady, które zostawiam w książkach podczas lektury, pewnie nie doszłabym do tych przemyśleń. Notatki ołówkiem na marginesach kartek, zakreślenia, strzałki i wykrzykniki poświadczają niczym fotografia odnaleziona po latach, że to było.

Zapominanie, czy jak to kiedyś nazwałam ażurowa pamięć, leży u podstaw mojego robienia zdjęć – zdejmowania jakiegoś fragmentu rzeczywistości, w której uczestniczę, a która w mojej pamięci z czasem zaniknie. Jerzy Pilch pisał w Bezpowrotnie utraconej leworęczności, że książek nie czyta się po to, aby je pamiętać, ale żeby je zapominać. Być może fotografia jest po to, by móc w przyszłości przeprowadzić „śledztwo, mające mi powiedzieć to, czego już o sobie nie pamiętam” – jak chce Roland Barthes.

Sięgnięcie dziś po Światło obrazu i wertowanie czytanej niegdyś książki sprawiło mi tyle przyjemności, że postanowiłam od czasu do czasu oddawać się temu zajęciu i zapisywać swoje myśli właśnie tutaj na blogu i cytować te słowa, które mnie zaintrygowały. Jako pierwszy idzie fragment z uwag o fotografii Rolanda Barthesa, do którego nawiązuję powyżej.

Fotografia niekoniecznie mówi, że coś już nie istnieje, ale na pewno mówi: to było. Takie rozróżnienie jest podstawowe. Postawiona wobec zdjęcia, świadomość nie postępuje koniecznie po nostalgicznej drodze wspomnienia (ileż fotografii znajduje się poza czasem indywidualnym). Ale zawsze, wobec każdego zdjęcia na świecie, istnieje pewność: istotą Fotografii jest potwierdzanie tego, co przedstawia. Dostałem raz od fotografa swoje zdjęcie i mimo wysiłku nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie zostało zrobione. Zastanawiałem się nad krawatem, swetrem, by sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach miałem je na sobie. Na próżno. A jednak, ponieważ to była fotografia, nie mogłem zaprzeczyć, że tam byłem (nawet jeśli nie wiedziałem, gdzie to jest). To rozszczepienie pomiędzy pewnością i zapomnieniem przyprawiło mnie o pewne pomieszanie i jakby rodzaj kryminalnego niepokoju (temat Blow-up, czyli Powiększenia Antonioniego, był już). Poszedłem na wernisaż, jak na śledztwo, mające mi powiedzieć to, czego już o sobie nie pamiętałem.

Podobnej pewności, co zdjęcie, nie może dać żaden pisany tekst. To nieszczęście (a może i rozkosz) języka, że nigdy nie może o sobie poświadczyć. Może właśnie ta niezdolność to neomat języka. Lub mówiąc pozytywnie: język jest – ze swej natury – tworem sztucznym. Żeby próbować uczynić język niesztucznym, należy mieć do rozporządzenia ogromną skalę środków: przywołuje się logikę lub, z jej braku, przysięgę. Ale Fotografia jest obojętna wobec wszelkich przekaźników, nie musi wymyślać, jest sama z siebie poświadczeniem autentyczności. Rzadkie sztuczności, na które zezwala, nie są ciekawe, to są tylko triki: fotografia wysila się tylko wtedy, gdy szachruje.

___Roland Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, 1980.

Comments are closed.