Kopiowanie treści zabronione.
Skontaktuj się ze mną w celu ustalenia zasad współpracy.

Agnieszka Danowska-Tomczyk | Róg POW i Jaracza

0
0
0
0
0
0
0

Agnieszka Danowska-Tomczyk | Róg POW i Jaracza

Róg POW i Jaracza – moje centrum wszechświata. Wychowałam się w pięknym mieszkaniu w kamienicy, która w tym roku odzyskała dawny blask i piękne balkony. Może, gdybyśmy wciąż tam mieszkali, moje dzieci nie miałyby bezwzględnego zakazu zbliżania się do barierek, jaki miałyśmy z siostrą, gdy był tam tylko tzw. rzygownik. Czy jest na to dziwne rozwiązanie, jakaś inna, bardziej elegancka nazwa?

Naprzeciwko była moja szkoła. W obrębie dwóch kwartałów działo się wszystko: mieszkały moje najlepsze koleżanki, był Teatr Jaracza, w którym w 1993 zobaczyłam „Chłopca z gwiazd” i „od tego wszystko się zaczęło”; była budka z najlepszą chałką na świecie, po którą co czwartek chodziłyśmy z babcią Elą; był ryneczek na rogu Jaracza i Kilińskiego, który lada dzień ponoć zyska stylówkę francuskiego marche; były frytki i shake waniliowy w Bonanzie na Fabrycznym; był ogromny sklep mięsny na Kilińskiego, gdzie pracowały panie w czepkach, a na hakach wisiały świńskie nogi z niezwykle frapującymi dla mnie wówczas fioletowymi stemplami. Pachniało tam świeżym mięsem i Lizolem. Kontrasty.

Świat pełen kontrastów: blondwłosa dziewczynka chodząca na lekcje fortepianu (szkoła muzyczna też była przy Jaracza!) wracająca ciemnymi, mrocznymi ulicami zupełnie bez strachu, bo to przecież jej miejsce. Długo myślałam, że całe miasto tak wygląda.

Choć już dawno tu nie mieszkam, wciąż życie wiedzie mnie w rejony Jaracza i POW. Kilka lat później w Bagdad Cafe poznałam mojego męża, dziś wozimy naszego starszego syna do przedszkola, które jest 450 metrów od skrzyżowania POW i Jaracza. Z dumą patrzę na podcienia Łódzkiej Drukarni Dziełowej, które w moim dzieciństwie były miejscem dość mrocznym i dość cuchnącym moczem, a dziś są tętniącym życiem, międzynarodowym tyglem. Kiedyś tu wrócę, to pewne!


Samo centrum miasta: POW, Jaracza, Kilińskiego, Narutowicza. Kwartał kontrastów i nieoczywistego uroku. Agnieszka zaprowadziła mnie na spacer po miejscach swojego dzieciństwa. I nietrudno było poczuć, że jest to podróż sentymentalna. Drobna, blondwłosa, ubrana w kwiecistą letnią sukienkę i baleriny z kokardą na mrocznych ulicach miasta wyglądała jak mała dziewczynka.

Na co dzień uśmiechnięta pani rzecznik i aktywna mama dwóch chłopców. Przez lata podpowiadała łodzianom, gdzie i czego warto skosztować. Przypuszczalnie przez żołądek trafiła do wielu serc, bo wierzy w networking przy talerzu. Stół jednoczy ludzi, a na czas posiłku wstrzymuje się wojny. Gdy myślę o Agnieszce, wyobrażam sobie Babette serwującą przepiórki na swej uczcie.

Agnieszka Cytacka | Łodzianki. Atlas Piękna

GALERIE