Kopiowanie treści zabronione.
Skontaktuj się ze mną w celu ustalenia zasad współpracy.

Kuba Adamowski

„Męskie | mądrość kręgu” | KUBA

Chciałbym przypomnieć taką maksymę. Nie wiem, czy ja ją wykułem, czy gdzieś ją usłyszałem, to nie ma większego znaczenia, ale pomyślałem sobie kiedyś – to było parę dobrych lat temu – że powinniśmy walczyć nie między sobą, nie przeciwko sobie, ale że powinniśmy walczyć o siebie nawzajem.

0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0

KRĄG

Zamykając to w prostych słowach, powiedziałbym, że krąg jest zamkniętym ciągiem bez załamań. I do czego byśmy tego nie chcieli odnieść, to ciągle będzie tym samym. Czy będzie to figura geometryczna, czy będzie to cykl taki czy inny, to ciągle chodzi o to, że coś wynika z jednego i gdzieś się tam w końcu zamyka. Czyli krąg jest zamkniętym połączeniem, ciągiem, ale zamkniętym. Bez załamań. I to go wyróżnia od innych trójkątów, kwadratów.

Krąg różni się od koła i okręgu tym, że zwykle w sobie coś zawiera. Tutaj np. mamy krągłą krawędź szklanki, która zawiera napój, albo krawędź, która zawiera świeczkę, która też ma formę kręgu i płomień roztaczający krąg ciepła i rozpuszczający parafinę dookoła. Koło ma to do siebie, że jest pełne, a krąg ma to do siebie, że można go czymś wypełnić. I od okręgu różni się tym, że okrąg jest kształtem kręgu. Tą najbardziej zewnętrzną formę, która nadaje formę kręgu. Ale okrąg to nie jest krąg i wydaje mi się, że krąg bez wypełnienia nie jest żadnym kręgiem.

MĘSKIE

Jestem dzieckiem, które wychowało się samo wśród betonowej przestrzeni. Nie chodziłem na żadne dodatkowe zajęcia, edukowałem się sam. Dzisiaj wiem, jaki jest kontakt z betonem, jaki jest świat i jak znajdować równowagę, której uczył kiedyś Bruce Lee: „bądź wodą”. Jesteś w twardej sytuacji i musisz się przez nią jakoś przelać, ale z drugiej strony kropla kapiąca przez tysiąc lat potrafi kanion wyrzeźbić.

W domu rodzinnym znajdowałem się w takiej przestrzeni, gdzie facet powinien mieć dystans, wszystko brać na klatę i w ogóle za bardzo się nie uzewnętrzniać. Aż do momentu, w którym doszedłem do swojej ściany. Opiekowałem się każdym, tylko nie sobą i w pewnym momencie gdzieś tam się złamałem. I zacząłem rozumieć wszystkich chłopaków, którzy złamali się przede mną. Może trochę później na swojej drodze, czasami może trochę wcześniej, ale dotarło do mnie, że sami nauczyliśmy siebie spychać na bok, bo wojny, bo trudy tego, tamtego, wypłaty, szwagrowi trzeba się pokazać z telewizorem czy innym samochodem. I w pewnym momencie zrobiło się dla mnie bardzo ważne, żeby mężczyzna był po prostu sobą. Jeśli ma ochotę pomachać sobie siekierą, to powinien być w stanie to zrobić. Jestem takim gościem, któremu jak jest miękko i różowo, to zbiera się na wymioty. Nie dlatego, że mam uczulenie na różowy, nie dlatego, że śpię na deskach, tylko dlatego, że brakuje w tym równowagi. Bo człowiek, który szuka bezpieczeństwa na zewnątrz, ma trudność, żeby znaleźć je w sobie. Jeśli nie jesteśmy w stanie złapać tej siekiery i powiedzieć „ja przecież mogę”, tylko ciągle polegamy na czymś, to wyrzucamy się z równowagi. Wydaje mi się, że mamy problem, żeby znaleźć w sobie tę równowagę. Bo z jednej strony chcemy być uprzejmi, chcemy chronić, chcemy nie robić krzywdy, a z drugiej strony osobiście często czuję takie wciskanie do gardła takiej słodkości, takiego czegoś, czego już więcej nie mogę podnieść. I czasami to ja potrafię ukąsić i to tak ukąsić, że potem mi głupio.

Chcę powiedzieć, że męskość w moim odczuciu to jest samodzielność, z której nie należy okradać. A chłopcy doświadczają takiego zmiękczania. Jako dziecko byłem ubrany w zieloną bluzkę na suwak i słuchałem, że mam być ładny, grzeczny i mądry. A ja mówię: „kurwa, ale co z moimi zębami?”. W efekcie przez całą szkołę byłem popychany na korytarzu, na ulicy pluto mi w twarz, a wracałem do domu i dostawałem wpierdol. No to mówię: „zaraz, tak wygląda życie?”. I tak naprawdę do momentu, w którym sam nie nauczyłem się walić z łokcia, moje życie było pasmem porażek. Nie mówię, że teraz jest pasmem sukcesów, bo teraz się dopiero oswajam z tym, że idę sobie i sam niosę plecak. Przynajmniej staram się sam nieść. Ale też jestem w stanie łatwo powiedzieć, że jeżeli ktoś próbuje mi ułatwiać życie albo mnie wyręczać, to dokłada mi szkód i dokłada mi do tego plecaka. I myślę, że to jest rzecz, która w ogóle nie wybrzmiewa w przestrzeni jako tako.

CZUŁY WOJOWNIK

Nie chcę wracać do tematu wojny, dlatego że nie czuję się dobrze na wojnie, bo generalnie jestem na niej całe życie. Więc nie jest to coś, co napawa mnie radością. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, że istnieją pewne siły, które sieją wojnę i istnieją pewne siły, które dążą do pokoju. I to jest ta różnica między wojownikiem, a wojownikiem pokoju. Przyniosę tutaj jeszcze jedną perspektywę. Absolutnie nie ufałbym temu, co mówią jakiekolwiek media, dlatego nie chciałbym zajmować jakichkolwiek stron w jakiejkolwiek debacie, dopóki nie dotyczy mnie ona bezpośrednio. I myślę, że wyrabianie sobie opinii na podstawie wybrakowanych faktów jest wybrakowaną opinią. Staram się nie mieć opinii, dopóki nie dotyczą mnie one bezpośrednio.

Natomiast chciałbym przypomnieć taką maksymę. Nie wiem, czy ja ją wykułem, czy gdzieś ją usłyszałem, to nie ma większego znaczenia, ale pomyślałem sobie kiedyś – to było parę dobrych lat temu – że powinniśmy walczyć nie między sobą, nie przeciwko sobie, ale że powinniśmy walczyć o siebie nawzajem.

Wydaje mi się, że walka sama w sobie nie jest niczym złym. Bo np. jeżeli ktoś zaczyna biegać, to wie, że pierwsze kroki i kilometry są ciężkie. One wymagają przekonania, ona domagają się tej walki, bo ja przecież się duszę, bo mnie wszystko boli, plecy mnie łupią i tak dalej. I tam jest daleko i nie wiem, czy wrócę. Wydaje mi się, że to jest właśnie pierwszy krok, który potrafi tutaj samego siebie scharakteryzować właśnie w kategoriach wojownik - konformista. Chociaż nie wiem, czy to są bieguny na tej samej osi. Wydaje mi się, że w pewien sposób sam to tak postrzegam. Wiem, jak to jest walczyć o kogoś. Wiem, jak to jest walczyć o czyjąś uwagę. Wiem, jak to jest przegrywać i tak samo wiem, jak to jest wygrywać. Nie każde zwycięstwo smakuje dobrze, nie każda porażka jest tak samo gorzka. Generalnie walka bez celu jest bezcelowa. To droga pokazuje… Ja to postrzegam przez pryzmat przeszkód. Moim przeciwnikiem są przeszkody. I w tej chwili największą moją przeszkodą jest to, że mam fizyczne ciało, z którym muszę sobie radzić i więcej czasu spędzam na rehabilitacji, niż na radości z tego, że mogę się ruszać. Bo tak to fizycznie wygląda. Natomiast droga i te małe decyzje, które stawiają nas na tej szalce zniszczenia albo kreacji. A co, jeśli musimy zasilać obie, żeby rzeczywiście być w równowadze? Bo co, jeśli żeby stworzyć, musimy coś zburzyć? Co, jeśli ja muszę zburzyć historię, która idzie w mojej rodzinie, która się ciągnie pokoleniami? Co, jeśli narażam się na ostracyzm ze strony swoich rodziców, dziadków po to, żeby móc być szczęśliwym, wolnym, kreatywnym, bo niosę ich ciężar, bez którego nie jestem w stanie zbudować?

GALERIE